Widziałem już kilka zim w Petersburgu, ale chyba niczego się nie nauczyłem. No bo zaczynać pracę rowerowego kuriera w lutym? W dodatku, kiedy prognozy zapowiadają poważne mrozy? Ale słowo się rzekło - zewu ulicy nie można było dłużej ignorować, a w skrzynce pocztowej pojawił się mail z zaproszeniem na rozmowę do jednej z firm kurierskich. Czas na podsumowanie pierwszego tygodnia daleeeeeko poza strefą komfortu.
Dodaj komentarz
Siedziałem z teściem w pubie. Czas i klimat wybitnie noworoczny, za stolikami pełen przekrój rezydentów okolicznych bloków. „O życiu teksty”, suszone rybki, czosnkowe grzanki, pyszne, świeże piwo, muzyka... I nagle z głośników piosenka „Novij God” rosyjskiego boysbandu „Steklovata”. Na sali poruszenie, grupa skinheadów przy jednym ze stolików z entuzjazmem podchwytuje refren, za chwilę dołączają kolejne stoliki i niemal cała młodsza klientela „Grubego Frajera” (bo tak nazywała się knajpa) śpiewa znany przebój wraz z chłopcami w szaro-burych swetrach i z fryzurami od garnka.
„Winter nadchodit” - myślę sobie patrząc na płatki pierwszego w tym roku śniegu i obsypujące się z drzew ostatki żółtych liści - przez ostatni miesiąc nadawały kolorytu naszemu szaremu blokowisku. Za kilka dni zerwie się wiatr, który zwieje ostatnie sztuki i tylko wyglądać, jak przyjdzie zima wraz z całym swoim arsenałem. A zima w Petersburgu to wyzwanie. Jak najlepiej przetrwać rosyjskie chłody? Oczywiście zaufać doświadczeniu miejscowych - szczególnie w kwestii odpowiedniej odzieży!
Na tle różnych internetowych zjawisk i mód od pewnego czasu wyraźnie wybija się tzw. „słowiański przykuc” - „slav squat”. Zjawisko jak wiele jemu podobnych zostało „odkryte” na 4chan – na przełomie lat 2012-2013 forumowicze zwrócili uwagę, że na zamieszczanych w sieci zdjęciach z Rosji ludzie często w charakterystyczny sposób kucają. Zjawisko zostało więc zauważone, wyodrębnione, nazwane, sformułował się kanon i zgodnie z koncepcją memu przykuc zaczął się reprodukować... Ale skąd tak naprawdę się wziął?
Było sobotnie popołudnie. Siedziałem na komputerowym party Chaos Constructions, sączyłem piwo i oglądałem kolejne prace konkursowe, gdy zadzwonił telefon. To był Sasza, niedawno poznany znajomy z warsztatu rowerowego Fixed Lab. Sasza to dobry chłopak - wie, że nie mam profilu na vkontakte i na pewno nie dotarła do mnie informacja, że dziś wieczór chłopaki organizują wyścig. Dzięki Sasza! Tak stanąłem przed dylematem – komputery czy rowery? Na szczęście party trwało dwa dni, więc decyzja była prosta – gonka!
Od wielu lat związany byłem zawodowo (a wciąż jestem związany uczuciowo!) z kurierską firmą
Goniec
– pierwszą i jedyną firmą w Szczecinie, oferującą usługi kurierów rowerowych. Przez te lata z dłuższymi i krótszymi przerwami byłem takim rowerowym kurierem i bardzo sobie chwaliłem. Gdy postanowiliśmy przenieść się do Petersburga od razu wiedziałem, że w pierwszej kolejności właśnie na kurierce będę szukał pracy. Tutaj zaczęło się robić ciekawie...
Minęło kilka dni, odkąd skończyłem pomagać w przeprowadzce pewnej miłej, starszej Pani Psycholog z Ligovki. Rajdy z piątego piętra kamienicy w tę i nazad (zwłaszcza z worem śmieci na plecach), powtarzane multum razy każdego dnia dawały w kość. Biesiady z właścicielką mieszkania i innymi pomocnikami przy kawie i ciastkach były nie tylko miłe ale i pouczające. Podobnie jak kłótnie z dwornikiem i wynajętymi „gruzczikami”, które dały mi ciekawe lekcje tutejszego folkloru.
Kinowe plakaty ręcznie malowane na starych workach po mące to fenomen, który można zobaczyć podobno tylko na ulicach Ghany. Zachwycony zajawką wystawy, na której zobaczyłem znane z amerykańskich filmów akcji motywy w najbardziej pokręconych interpretacjach i aranżacjach, postanowiłem przy okazji odwiedzić wystawę w muzeum sztuki współczesnej
Erarta
i sprawdzić, jak (i dlaczego!) robi się to w Afryce.
O Vadimie Mohorovie (26 l.) i Vitaliju Raskalovie (23 l.) zrobiło się głośno za sprawą filmów opublikowanych na You Tube jakiś czas temu. Koledzy mają nietypowe hobby – jeżdżą po świecie w poszukiwaniu najwyższych zbudowanych przez człowieka konstrukcji. A potem na nie wchodzą - bez zabezpieczeń, ale za to z aparatami – i robią tam super zdjęcia! W muzeum sztuki współczesnej
Erarta
trwa właśnie wystawa chłopaków pod mówiącym wszystko tytułem „Na Wysokości”. Postanowiłem się wybrać - nie codziennie jest możliwość spojrzenia na największe megamiasta z takiej perspektywy.
Do tej pory moje doświadczenia z miejskiej jazdy rowerem zamykały się tylko na rodzinnym Szczecinie, który jako kurier rowerowy zjeździłem wzdłuż i wszerz. Miasto w sumie rozległe jak na Polskę, ale po tak wielkiej metropolii jak Piter jeździć nie miałem jeszcze przyjemności. W dodatku bywając tu zwykle na trzymiesięcznej wizie, nigdy nie brałem roweru ze sobą. Tym razem jednak przed wyjazdem spakowałem Machinę Chaosu w paczkę i wysłałem – no i mam :)